wtorek, 26 kwietnia 2016

Spisek


Nastał czwartek, duży drewniany zegar wskazywał godzinę dwunastą, dziewczyna siedziała w salonie przy biurku i z intensywnością nad czymś myślała. Przed nią leżała mała, biała karteczka, dokładnie ta sama na której jeszcze niedawno nakreśliła ogromną listę wad Dracona. W tej chwili wpatrywała się białą kartkę i starała się dopisać chociażby jedną cechę pozytywną. Siedziała już tak z dobre piętnaście minut, lecz nic nie była w stanie wymyślić. Po kilku krótszych chwilach zrezygnowana, z przeciągłym westchnięciem zwinęła pergamin w rulon i poczłapała do swojego pokoju. Ułożyła się wygodnie na łóżku po czym przywołała do siebie Lolę, która z radością ułożyła się na miękkiej pościeli. Wczorajszego dnia psina gdzieś pobiegła i pojawiła się pod dormitorium dopiero około północy. A mówiąc o poprzednim wieczorze, to Gryfonka nadal była zła na Dracona. Jego zachowanie było dziecinne i nierozsądne. Nie chciał sobie pomóc, zerwał się ze specjalnie ustawionych spotkań i nie przyszedł na wieże astronomiczną, tak jak się z nią wcześniej umówił. Jego zachowanie było niedorzeczne.
Hermiona poprzedniego wieczora spędziła dobre trzy godziny, chcąc jak najszybciej uwinąć się z początkiem warzenia wszystkich trzech eliksirów w jednym czasie. Składniki oczywiście już na nią czekały na miejscu. Musiało to oznaczać, że chłopak pojawił się w wyznaczonym miejscu, ale zdecydowanie nie miał ochoty jej widzieć. Może to i lepiej? W końcu nikt jej nie przeszkadzał, chociaż też nie pomagał. Była skazana tylko i wyłącznie na własne umiejętności i przepisy z podarowanej jej przez blondyna książki. Po dodaniu wstępnych składników do kociołków wreszcie wróciła, do swoich komnat. Wykończona po całym ciężkim dniu nie skorzystała nawet z wieczornej toalety. W ubraniach rzuciła się na łóżko, by po kilku sekundach zasnąć bardzo głębokim snem.
Czwartkowego dnia zachowywała się bardzo cicho. Przy posiłkach odpowiadała krótko na pytania przyjaciół. Nie nawiązywała żadnej głębszej konwersacji z nikim. Na lekcjach nie zgłaszała się do odpowiedzi tak jak zazwyczaj. Zapytana przez nauczyciela nie była w stanie udzielić poprawnej odpowiedzi. Pogrążona we własnych myślach zdawała się  nie dostrzegać tętniącego życiem wokół niej świata. Myślami była gdzieś daleko przy pewnym blondwłosym chłopaku. Coś nie dawało jej spokoju. Jego zachowanie było takie dziwne, tak bardzo odległe od tego które znała i doświadczała przez tyle lat. Niby ton ten sam, groźny i jak zawsze wyniosły, lecz coś w jego słowach i spojrzeniu było nowe. Jakaś część Dracona zaskakiwała ją. Chłopak nadal rzucał kąśliwe uwagi w kierunku dziewczyny, ale  były one subtelniejsze, wypowiadane można powiedzieć, że od niechcenia. Czuła to, tak delikatna różnica była dla niej kolosalnym odkryciem. Ale cóż to mogło oznaczać? Czyżby się zmienił? Z wyglądu nic a nic nie przypominał tego boga seksu przemierzającego Hogwardzkie korytarze jeszcze niecały rok temu. Hermiona początkowo myślała, że jego charakter nie uległ zmianie, gdyż nadal pozostawał tak samo, albo jeszcze bardziej opryskliwy. Ale jednak, cos w jego ruchach i całym stylu wypowiedzi zdradzało go, zdradzało to, że tak naprawdę nie czerpał już takiej satysfakcji z uprzykrzania innym życia. Może była jeszcze dla niego nadzieja.
- Panno Granger – zawołała za Gryfonką dyrektorka. – Mam dla pani informację dotycząca spotkań ze szkolnym psychologiem. Proszę się nie spóźnić.
- Dziękuję – odpowiedziała odbierając od najwyraźniej spieszącej się nauczycielki, mały zwitek pergaminu – godzina osiemnasta, trzecie piętro, boczna klatka schodowa, pokój numer 201. – odczytała na głos pojedyncze zdanie.
Jeszcze raz przyjrzała się napisowi na kartce, po czym wsunęła ją do bocznej kieszeni szkolnej szaty i ruszyła do swojego dormitorium. W myślach prosiła Merlina by spotkanie nie trwało za długo. Punkt dwudziesta musiała zjawić się na wieży astronomicznej i dodać kolejne składniki do kociołków.
Spojrzała na zegarek. Dochodziła godzina szesnasta. Zajęcia skończyła dokładnie dziesięć minut temu i w tej chwili miała dokładnie dwie godziny czasu wolnego. Postanowiła je spożytkować na napisanie eseju na transmutacje.
W dormitorium zastała swojego współlokatora nonszalancko rozciągniętego na całej długości kanapy. Kiedy dostrzegł wchodzącą do pomieszczenia dziewczynę, poruszył się nieznacznie, przyjmując w jego mniemaniu bardziej pożądliwą pozę.
Hermiona wyminęła go szybko, mrucząc ciche cześć. Odnalazła w swoim pokoju potrzebne podręczniki do transmutacji i z niechęcią wróciła do salonu, gdzie nie obdarzając blondyna ani jednym spojrzeniem usiadła za biurkiem i zaczęła pisać. Ledwie zdążyła nakreślić wstęp, a zza pleców doszło ją ciche chrząknięcie. Chcąc zignorować przeszkadzające jej odgłosy powróciła do pisania. Po nakreśleniu połowy zdania, usłyszała kolejne chrząknięcie. Nienawidziła gdy ktoś jej przeszkadzał w nauce. Odwróciła się do kolegi z pytającym wyrazem twarzy.
- Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? – zapytał z uśmiechem.
- Umm.. – To niewinne pytanie nieźle zaskoczyło szatynkę. – Mam wizytę u psychologa, nie wiem ile nam to zajmie – odpowiedziała zgodnie z prawdą mając nadzieję, że to usatysfakcjonuje chłopaka.
- Och, rozumiem. Więc widzimy się a patrolu?
- Tak.. – wymruczała w odpowiedzi i wróciła do pisanego eseju.
Po niespełna pięciu minutach chłopak znowu jej przerwał, na co Gryfonka zrobiła poirytowaną minę, ale nie dając po sobie poznać zdenerwowania, odwróciła się do Cormac’a z pięknym szerokim, może trochę przesadzonym uśmiechem.
- A co robisz jutro wieczorem? – zapytał tym razem półleżąc na kanapie z nogami wyciągniętymi przed siebie i spoczywającymi na pięknej, jeszcze do niedana czyściutkiej ławie.
Jego to chyba Ghule wychowały- Pomyślała krzywiąc się na widok brudnych butów chłopaka.
- Nie mam pojęcia, nie myślałam o tym jeszcze. Pewnie jak zwykle odrobię zadania, pouczę się i coś poczytam.
McLaggen skrzywił się nieznacznie na jej odpowiedź, ale czegoż to mógł się spodziewać po pannie Granger?
- Może miałbyś ochotę wybrać się ze mną na małą imprezę? Puchoni organizują ją jutro w pokoju wspólnym.
Dziewczyna zrobiła nieco głupkowatą minę, zaskoczona oferowaną jej propozycją. Ona i imprezy? Przecież to wychodziło poza przyjęte normy. Ostatni raz na jakiejkolwiek imprezie była w czwartej klasie, a był to i tak oficjalny szkolny bal. W dodatku nie wspominała go najlepiej, a było to spowodowane towarzyszącą jej drugą połówką. Sama potańcówka była naprawdę miła no i Krum był dobrym tancerzem,  ale to jego właśnie źle wspominała nie ze względu na bal, a na to co działo się później. Po zakończeniu turnieju niemal codziennie dostawała od chłopaka listy, w których pisał że tęskni, że mogą się spotkać i tym podobne inne bzdety. Wiktor by po prostu zbyt natarczywy. Po jakimś czasie nieodpowiadania na jego listy wszystko się skończyło. Na szczęście.
- Słyszałem dzisiaj na śniadaniu, że twoi przyjaciele też się wybierają – dodał widząc jej wahanie.
Ron będzie? – Mały czerwony wykrzyknik zapalił się w głowie brązowookiej. Obecność Rona na tej imprezie wiele zmieniała, mogła jej w końcu pomóc w małym złośliwym planie odegrania się na chłopaku. McLaggen nie mógł być takim złym towarzyszem. W każdym bądź razie mogła go przecież zgubić gdzieś w tłumie bawiących się ludzi.
- Właściwie brzmi to lepiej, niż upojna noc z podręcznikiem do transmutacji, więc czemu nie – wymuszony uśmiech zagościł na jej twarzy.
- Cudownie! Załóż coś ładnego – to mówiąc mrugnął do niej okiem, podniósł się z kanapy i niknął za drzwiami swojej sypialni.
- A czy ja na co dzień nie wyglądam ładnie? – szepnęła pod nosem przyglądając się swoim ubraniom.
Miała na sobie stary sprany bordowy sweter pod którym znajdowała się bluzeczka na ramiączkach. Dolna część jej garderoby składała się z czarnej spódnicy za kolano, pary czarnych podkolanówek i prostych płaskich pantofli, a wszystko to okrywała czarna długa szata szkolna sięgająca niemal do ziemi. Tak dobrze zakrywającego prawie cale ciało dziewczyny stroju, nie powstydziłby się z pewnością sam mistrz eliksirów.
Skrzywiła się lekko na swój wygląd przywołując do głowy obraz innych Gryfonek  tym swojej przyjaciółki, Ginny. Wszystkie dziewczyny ubierały się naprawdę ładnie. Delikatnie z klasą. Żadna z nich nie chodziła w takich workach jak Hermiona, ale żadna też nie uczyła się tak dobrze. Szatynka nigdy nie przywiązywała wagi do swojego wyglądu, zazwyczaj skupiała się bardziej na nauce i książkach, a największe podniecenie wywierały na niej nowe modele ekskluzywnych piór na witrynach sklepów papierniczych, na które oczywiście nie było jej stać.
„Moje życie towarzyskie to totalna klapa” – pomyślała wracając do pisania.
Dokładnie za piętnaście szósta opuściła przytulne dormitorium i podążyła na trzecie piętro, do gabinetu pani psycholog. Korytarze jak zwykle były zimne i dziewczyna w tej chwili cieszyła się na myśl, że jej workowate swetry są równocześnie bardzo ciepłe. Dotarłszy pod pokój 201 zapukała niepewnie. Ciepły kobiecy głos zaprosił ją do środka. Uchyliła drzwi i wślizgnęła się do zadziwiająco ciepłego pomieszczenia. Nie była to duża sala. Mieściło się tu jedno biurko, kilka regałów z książkami, kominek i jeden dziwnie wyglądający fotel.
- Jesteś Hermiona Granger, tak? – zapytała ją, na oko trzydziesto paro letnia kobieta. Wyglądała przyjaźnie. Miała blond włosy ścięte do ramion i bardzo ładnie zaznaczone kości policzkowe.
- Tak, to ja.
- Proszę usiądź sobie wygodnie – wskazała dłonią na podejrzany fotel.
Hermiona niepewnie zajęła miejsce na wskazanym miejscu. Siedziało się na nim w pozycji półleżącej i był on zaskakująco wygodny. Szatynka pewniej wyciągnęła przed siebie nogi i z zaciekawieniem obserwowała jak kobieta coś notuje. Nie trwało to długo, już po paru minutach blondynka wstała z uśmiechem z wcześniej zajmowanego  miejsca, przeszła przed biurko i oparła się o jego krawędź.
- Nazywam się Anna Prince. I będę prowadzić z siódmoklasistami takie sesje raz w miesiącu. Dla ciebie Hermiono proponuje pierwszy czwartek miesiąca o godzinie osiemnastej, tak samo jak dzisiaj. Pasuje ci taki termin?
- Tak, oczywiście.
- Dobrze w takim razie daj znać, gdyby coś było nie tak. Zadam ci teraz kilka pytań, dobrze? – zapytała, a widząc potakujące kiwnięcie głowy dziewczyny, zabrała niewielkie pióro z blatu i zaczęła notować. – Godność rodziców?
- Jane Granger i Paul Granger – odpowiedziała automatycznie szatynka, krzywiąc się przy tym nieznacznie. Wspomnienia o rodzicach nadal budziły w niej smutek. Anna zdawała się to zauważyć i zaczęła szybciej kreślić zdania w swoim notesie.
- Opowiedz mi coś o twoim stosunku do uczniów innych domów w Hogwarcie?
- Hmm.. Gryfoni są przyjacielscy, życzliwi, nie jeden oddałby życie w imię większych wartości. Są również dobrymi kompanami w życiu codziennym. Krukoni natomiast to niebywale mądre osoby, pomogą ci z zdaniem domowym kiedy masz problem, można z nimi porozmawiać na wiele ciekawych tematów, są bardzo oczytani. Puchoni są przede wszystkim dobrzy, uprzejmi i niebywale kochani. Ich nie da się nie lubić, wprost emanują dobrem i ciepłem. Ślizgoni za to są… Hm… - Hermiona zawahała się przed wyrażeniem własnej opinii o uczniach z domu Salazara. Zastanawiała się na ile może sobie pozwolić? Powiedzieć prawdę, czy skłamać? Jak ubrać w słowa własne myśli?  Ostatecznie zdecydowała się naprawdę, ale w grzecznej wersji. – Ślizgonów postrzegam jako złośliwych i przebiegłych. Dodatkowo są uprzedzeniu do ludzi mojego pokroju, zawsze mówią co myślą, najczęściej w słowach które powinny zostać ocenzurowane. Osoby należące do tego domu to takie wredne, małe wrzody na tyłku – zakończyła spektakularnie swoją wypowiedź. Nie zamierzała wypowiadać głośno ostatniego zdania, ale wraz z kolejnymi słowami jej wypowiedź przybierała coraz gorszych epitetów.
- Czy ktoś z tego domu niepokoi cię szczególnie? – zapytała nadal zacięcie coś notująca pani doktor.
Hermiona dopiero po tych słowach kobiety zdała sobie sprawę, że cały jej monolog na temat Ślizgonów opierała tylko i wyłącznie na jednym uczniu. Tym który przez sześć lat starał się uprzykrzyć jej życie, tym z którym podpisała pakt własną krwią i ostatecznie tym który w tej chwili unikał jej obecności jak nigdy wcześniej.
- Nie, nie ma nikogo takiego – skłamała uciekając gdzieś wzrokiem.
- Dobrze. W takim razie jak będziesz gotowa, to po prostu opowiedz mi o tym uczniu – uśmiechnęła się ciepło blondynka.
„Musze zapytać Ginny jak ona to robi, że nikt nigdy nie wyczuwa jej blefów.”
- Chciałabyś mi może opowiedzieć coś o bitwie o Hogwart? Może o przyjaciołach?
Hermiona zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią, po czym odezwała się lekko drżącym głosem. Swoją opowieść zaczęła od pierwszej klasy. Wspomniała swoje zafascynowanie Hogwartem i całym światem magicznym. Opisała poznanie Harry’ego i Rona, to jak z początku jej nie lubili, ale później te uczucia zamieniły się w przyjaźń. Ogólnie streściła cały pierwszy rok zanim zabrzmiał dźwięk małego dzwoneczka na biurku kobiety, zwiastował on koniec sesji.
- Jesteś bardzo mądrą i potężną czarownicą Hermiono, miło było słychać opowieści o twoich przygodach z pierwszej klasy. Na następnych zajęciach proponuję wspomnieć drugą i trzecią klasę. Dziękuję za spotkanie.
- Również dziękuję, do widzenia – pożegnała się i opuściła pomieszczenie. Była w miarę dobrym nastroju, wspomnienia z pierwszej klasy w gruncie rzeczy należały do tych szczęśliwych. Gdyby nie Malfoy, to pierwszy rok byłby idealnym. Oczywiście wspomniała lekarce o blondwłosym arystokracie, który bardzo często w tamtym okresie doprowadzał ją do płaczu. Było to zaledwie ciche wspomnienie, którym Anna najwyraźniej się zainteresowała, lecz poza dziwnym poruszeniem się, nie dała tego po sobie poznać. Dlatego Hermiona pominęła ten wątek i przeszła dalej.
Szatynka w tej chwili przemierzała mroczną drogę do wieży astronomicznej. Sesja trwała dokładnie półtorej godziny, więc dziewczyna miała jeszcze trochę czasu przed dodaniem kolejnych składników, jednakże postanowiła przybyć na miejsce wcześniej. Malfoy’a oczywiście nie było, nie żeby podziewała się go tam zastać. Nie po tym jak cały dzień jej unikał.
Dziewczyna zdziwiła się widokiem małej zielono srebrnej poduszki ułożonej wraz z potrzebnymi jej na dzisiaj ingrediencjami. Poprzedniego wieczoru narzekała bardzo na zimną posadzkę, ale były to tylko jej ciche jęki spowodowane marznącym tyłkiem. Czyżby Malfoy’a wzięło na jakiś miły gest? Nie przecież on nie mógł słyszeć jej narzekań, nie było go tutaj. Więc może jednak? Nie chcąc zaprzątać sobie głowy zwariowanymi myślami na temat chłopaka, wzięła się porządnie do roboty. Sprawdziła wywary we wszystkich kociołkach, po czym zabrała się za krojenie potrzebnych składników. Gdy wszystko było już gotowe a ona miała jeszcze dziesięć minut czasu wolnego, przesunęła poduszkę pod jedną ze ścian, by siadając oprzeć się o nią i móc w spokoju przejrzeć resztę przepisów z podarowanej jej przez chłopaka księgi.
Kiedy wskazówki jej zegarka zaczęły niebezpiecznie zbliżać się ku godzinie dwudziestej drugiej, Hermiona podniosła się z posadzki i wygładzając rękami swoją spódnicę udała się w stronę czwartego piętra. Mimo że była prefektem naczelnym, to wolała zachowywać się jak najciszej. Nie chciała by jej wędrówki zostały zdemaskowane przez jakiegoś nauczyciela. Nie była dobra w kłamstwach, wręcz zaskakująco łatwo było ją rozszyfrować.
Schodziła właśnie na piąte piętro kiedy do jej uszu dotarły ciche szepty z pobliskiej klasy. Początkowo chciała wejść do środka i udzielić uczniom pouczającej lekcji na temat regulaminu szkolnego, odjąć kilka punktów, a przy okazji może podarować szlaban. Jednakże jej plany zmieniły się diametralnie po głuchym dźwięku przerażającego kobiecego śmiechu. Szatynka zacisnęła mocniej swoje lekko kościste palce na magicznym przedmiocie. Cichutko na samych czubkach palców zakradła się pod ogromne drzwi zza których dobiegały głosy. Przytknęła ucho do zimnej, drewnianej powierzchni i czekała aż do jej uszu dotrą kolejne strzępki rozmowy. Nie wiedziała dlaczego to robi. To było tak jakby jakaś dziwna wewnętrzna siła kazała jej podsłuchiwać. Po krótkiej ciszy kobiecy głos znowu przemówił.
- Musimy mieć plan. Cholernie dobry plan. Nic nie możemy pozostawić przypadkowi, wszystko musi być dokładnie zaplanowane, każdy najmniejszy szczegół… - Dziewczyna zrobiła krótką pauzę, jakby chciała coś przemyśleć. Hermiona w tym czasie zmarła w bezruchu, sparaliżowana strachem czekała na rozwój akcji. – Ten parszywy gnojek zasłużył na śmierć. Wszystko zawsze mu się udawało, a każdym razem dostawał to czego chciał, tleniona sukinsyn… nie przerywaj mi jak mówię! – krzyknęła stanowczo nie do swojego towarzysza. Gryfonce serce podjechało pod samo gardło, sparaliżowana strachem nie mogła się ruszyć. – Prędzej czy później i tak zginie. Jeśli nie z moich rąk, to od pocałunku dementora w Azkabanie. Ministerstwo zrobi wszystko by go wsadzić do tego zapchlonego więzienia dla opętanych. Jednakże wolałabym zabić go własnoręcznie, powinien cierpieć za to co zrobił! – dziewczyna zza drzwi wrzasnęła przerażająco, na co Hermiona cicho pisnęła. Był to ledwo słyszalny pisk Gryfonki, ale najwidoczniej wystarczający by zwrócić uwagę osób przesiadujących za drzwiami.
Szatynka w jednym momencie zerwała się z miejsca i ile sił w płucach popędziła w stronę dormitorium. Znikając za rogiem korytarza usłyszała jeszcze skrzypnięcie. Nie zatrzymywała się, nie oglądała, przeskakiwała tylko po dwa stopnie schodów. Chciała się jak najszybciej ukryć znaleźć w bezpiecznym miejscu. Adrenalina wrzała w jej żyłach, dłonie trzęsły się niekontrolowanie. Ale co się dziwić była właśnie świadkiem planu morderstwa. Uczniowie chcieli zamordować innego ucznia, za coś co rzekomo zrobił. Starała się skupić maksymalnie na ucieczce, gdyż drga para kroków rozbijała się o marmurową posadzkę z głuchym łoskotem. Była ścigana przez przyszłą morderczynię – to zdanie krążyło w jej głowie przez całą drogę. Chciała też odgonić od siebie myśl, że cała podsłuchana rozmowa mogła się tyczyć jej szkolnego wroga. W końcu epitety typu: gnojek i tleniony sukinsyn, świetnie pasowały do pewnego ślizgona, w którego dormitorium musiała się teraz skryć. Kroki za nią były coraz głośniejsze, a korytarz na którym się znalazła zbyt długi by była w stanie dotrzeć do własnego dormitorium. Drzwi prowadzące do pokoju Dracona były o wiele bliżej. Niewiele myśląc doskoczyła jednym susem do  pilnującej przejścia magicznej zbroi, drżącym głosem wyszeptała hasło, drzwi ustąpiły niemal momentalnie. Gdyfonka wskoczyła do pomieszczenia rozdygotana na całym ciele. Pośpiesznie zasunęła przejście opierając się o nie. Oddychała ciężko, jak bo przebiegnięciu maratonu. Jej włosy były potargane, a twarz błyszczała od potu.
- Granger? – Chłopak wypowiadający jej imię wyglądał na nieźle zszokowanego jej pojawieniem. Nie trwało to jednak długo, już po kilku sekundach na jego twarzy zagościł ten dobrze znany, cyniczny uśmieszek. – Wyglądasz jakby cię stado hipogryfów przeleciało, a twoja ucieczka może świadczyć tylko o tym że jeszcze im było mało.
Hermiona podniosła przerażone oczy w stronę swojego wroga. Stał tam ubrany tylko w biały puchaty ręcznik, który przepasał jego blade biodra. Z przydługawych włosów skapywały małe kropelki wody, wtapiały się w miękki brązowy dywan u jego stóp. Gryfonka po raz pierwszy widziała Malfoy’a w takim wydaniu. Był niemalże nagi, a ona nie mogła oderwać od niego wzroku. Żebra delikatnie odznaczały się na jego wychudzonym torsie. Na ramionach już ledwo widzialnie rysowały się resztki mięśni, w dodatku biodra miał zdecydowanie za wąskie w porównaniu do całego ciała. Nie to jednak było najbardziej przerażające, na przedramieniu lewej ręki rozciągał się obrzydliwy widok ciętego mięsa. Kawałki skóry chłopaka odstawały od całej ręki, a mroczny znak mimo że postrzępiony i cały w zaschniętej krwi, nadal budził postrach i panikę. Hermionie zbierało się na wymioty, dawno nie widziała by ktoś tak się okaleczał. Blondyn z pewnością chciał pozbyć się mrocznego znaku za wszelka cenę, nie dało się go jednak usunąć za pomocą magii. Szatynka nie przypuszczała by ktoś był w stanie posunąć się do takich czynów jak wycięcie sobie znaku razem ze skórą. Mieszanina strach i zażenowania malowała się na jej twarzy. Nie potrafiła nic odpowiedzieć, stała tylko z rozchylonymi ustami i oczami wpatrzonymi w zaschniętą ranę blondyna.
- Do cholery, Ganger! Co ty tu robisz? Jeśli tak bardzo chciałaś zobaczyć mnie roznegliżowanego, wystarczyło poprosić – nie hamował swojej złości względem przybyłej dziewczyny, był zły na jej nagłe wtargnięcie i odkrycie ja dotąd dobrze ukrywanej tajemnicy. Nie chciał by ktokolwiek dowiedział się o jego kiepskich próbach usunięcia obrzydliwego mrocznego znaku.
- Ja… przepraszam…
- Możesz powróżyć, bo nie dosłyszałem.
- Nie chciałam wtargnąć do twojego dormitorium bez uprzedzenia. – odpowiedziała zawstydzona spuszczając wzrok.
- Kto w ogóle podał ci hasło?!
- McGonagall, pierwszego dnia szkoły – odpowiedziała zgodnie z prawdą, doszła do wniosku, że nie warto tego przed nim ukrywać.
- Mogłem się domyśić… - mruknął ledwo słyszalnie pod nosem. – Więc co taka dobrze wychowana, nieszukająca kłopotów Gryfonka robi w moim dormitorium o tak nieprzyzwoitej porze?
Jego niewinne insynuacje wprawiały Hermionę w dziwnego rodzaju zawstydzenie i zakłopotanie. Nie odpowiedziała od razu jego pytanie, bo co miała powiedzieć? „uciekałam przed twoim przyszłym mordercą?” Już w jej głowie brzmiało to głupio, a o dopiero gdyby wypowiedziała te słowa na głos. Musiał przekazać mu prawdę, to akurat było niepodważalne, ale musiała zrobić to w bardziej taktowny sposób.
- Ktoś mnie gonił. – wychrypiała. Jej oddech powoli się normował.
- jesteś prefektem naczelnym Granger, nie chce się wymądrzać, ale czy zamiast uciekać nie powinnaś wymierzyć temu komuś szlabanu za wałęsanie się po korytarzach?
- Malfoy! Nie rób sobie ze mnie żartów, to sprawa życia i śmierci… - zawahała się przed dokończeniem swojej wypowiedzi, po paru sekundach jednak dodała bardzo cicho. - Twojego życia i śmierci…
- Co ty pierdolisz?! – wrzasnął niespodziewanie. Widać było że na jego twarzy malowała się czysta wściekłość.
- Usłyszałam coś czego nie powinnam była słyszeć… - wyszeptała nieśmiało ignorując jego niemiłą wypowiedź.
-  Będziemy się tak bawić czy powiesz o co chodzi? – Wyraz jego twarzy zmienił się na nieco zaciekawiony.
- Lepiej usiądź – poleciła chłopakowi i sama przeniosła się na niewielką kanapę. Draco po chwili zajął miejsce obok niej. – Wracałam z wieży astronomicznej, kiedy usłyszałam w jednej z sal na piątym piętrze jakieś podejrzane głosy. Dziewczyna mówiła coś o morderstwie, a właściwie to o jego planie. Wydaje mi się, że mogło chodzić o ciebie. – ostatnie zdanie wypowiedziała na jednym wydechu, obserwując reakcję blondyna.
- To mogły być zwykłe żarty Granger.
- To nie były żarty! – krzyknęła zbulwersowana. – To brzmiało tak prawdziwie. Dziewczyna go kogoś mówiła, więc nie była sama. Nie usłyszałam też innych głosów, a jej był do tego stopnia zdeformowany i jakby zachrypnięty, że nie kojarzę go z żadną znaną mi uczennicą.
- Dlaczego uważasz, że mogło jej chodzić o mnie? – dopytywał.
- Padły takie słowa jak: parszywy gnojek i tleniony sukinsyn…
- Och Granger, to że ty mnie za takiego uważasz nie znaczy wcale, że mogło chodzić o mnie.
- A znasz innego tlenionego kretyna w tej szkole? – uniosła głos zdenerwowana.
- Uważaj na słowa mała szlamo.
Hermiona skrzywiła się nieznacznie na wypowiedzianą pod jej adresem obelgę. Który to już był raz? Dwutysięczny? Może pięciotysięczny? Tle razy słyszała już to słowo z ust blondyna, że po którejś setce straciła rachubę i przestała liczyć. Bolało za każdym razem kiedy jej to mówił, chodź z biegiem czasu trochę mniej. Teraz dokładnie wiedziała, że sobie na to zasłużyła, w końcu pierwsza go obraziła. Puściła wyzwisko mimo uszu.
- Mówiłą też cos o pocałunku dementora, o Azkabanie i o tym, że jeśli nie z jej rąk, to właśnie przez ten pocałunek, że ministerstwo za wszelką cenę tego dopilnuje. Jeśli nie chodziło jej o ciebie Malfoy, to o kogo?
Chłopak milczał. Jego brwi były mocno ściągnięte, ewidentnie coś analizował. Jakby nie patrzeć to Gryfonka przekazała mu sporo przerażających informacji. Ktoś czyhał na jego życie i to tu, w Hogwarcie.
- Pomożesz mi odnaleźć te osoby. – bardziej stwierdził niż zapytał.
- Nie ma mowy, nie będę się w to mieszać. Wczoraj dosadnie przekazałeś mi, że mam się nie mieszać w twoje sprawy.
- Nic takiego nie mówiłem.
- Ale nawrzeszczałeś na mnie – odpyskowała.
- To ty dostarczyłaś mi te informacje i to ciebie ścigała ta kobieta na korytarzu, więc w jakimś stopniu już jesteś w to zamieszana.
Cholera! Malfoy ma rację.
- Więc jak mam ci pomóc? Może znowu zmusisz mnie do podpisania jakiegoś paktu z diabłem.
- Nie schlebiaj mi tak Granger, bo się jeszcze zarumienię. Aż tak zły nie jestem.
- Ty znowu swoje, mam tego dość. Wracam do siebie – stwierdziła rzeczowym tonem i zaczęła podnosić się do wyjścia. Nie udało jej się to jednak, bo niespodziewanie Ślizgon złapał ją za rękę, ciągnąc z powrotem na kanapę. Oboje nieco zdziwili się na ten gest. Hermiona wybałuszyła zaskoczone oczy na blondyna, a ten lekko zawstydzony puścił jej rękę.
- W sobotę, o szesnastej w bibliotece. Spróbujemy poszukać czegoś w bibliotece. Ten zdeformowany, zachrypnięty głos z pewnością był wynikiem jakiegoś zaklęcia.
- Czyli nie masz zamiaru pojawiać się na wieży astronomicznej? – zapytała z zaciekawieniem.
- W najbliższym czasie nie. A co potrzebna ci pomoc? Nie dajesz sobie rady? – kpił.
- Wiesz co, nie było pytania. Ale wiedz, że zgodziłam się na pomoc, a nie na odwalenie całej roboty za ciebie!
- Możesz się mnie spodziewać od poniedziałku… Teraz mam pewne sprawy do załatwienia. – odparł tajemniczo.
- Czyli unikanie mnie nie miało nic wspólnego z ostatnim spotkaniem? – dopytywała, bo chyba miała do tego prawo? W końcu sam ją powstrzymał przed powrotem do własnego dormitorium.
- A czy twoje uciekanie przed moją osobą nie było spowodowane tym samym? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Hermiona postanowiła nie drążyć tematu.
- To wszystko czy jeszcze coś?
- Jak na razie wszystko.
Szatynka słysząc to jedno proste zdanie, pośpiesznie wstała z kanapy i podążyła w kierunku drzwi wyjściowych. W między czasie wyjęła z kieszeni swoją różdżkę, oczywiście w ramach bezpieczeństwa. Kiedy znalazła się już przy drzwiach, to zamiast je otworzyć stanęła jeszcze na chwilę i obróciła się w kierunku blondyna, by wypowiedzieć ostatnie zdanie.
- Lepiej poszukaj nowego miejsca na warzenie eliksirów, wieża astronomiczna nie jest już bezpieczna. Przyłapałam ostatnio młodego chłopaka  na szlajaniu się w tym miejscu. To tyle, koszmarnych snów Malfoy.

Po tych słowach wyszła, zostawiając zdezorientowanego chłopaka samego. Na odchodnym do jej uszu dotarł jeszcze cichy szept, „i tobie też Granger”. Uśmiechnęła się na te słowa, po czym biegiem dotarła do swojego pokoju.



*

Tak wiem, wiem coraz krócej, ale to chyba nie zawsze znaczy, że gorzej? Sami oceńcie:)
Akcja zaczęła nam się troszkę rozwijać, pojawiła się jakaś zagadka, tajemnica i ponowna współpraca między naszą przyszłą dwójką zakochanych :D

Z góry przepraszam, za długie przerwy, na tym blogu to jeszcze nie jest taka masakra jak na poprzednim, ale sami rozumiecie... MATURA :(
Miałam nie dodawać tego rozdziału, aż do 16 maja, ale tak jakoś wyszło, że dopisałam te kilka ostatnich stron i oto on :D Na starym blogu przewiduje rozdział coś koło 20 maja, więc zapraszam do zaglądania.

Oczywiście podkreślam, że wyłapiecie w tym rozdziale pewnie dużo błędów, ale nie jest on jeszcze poprawiony pod tym względem... Pozostałe powinny być ok :)

Podzielcie się opinią na temat rozdziału w komentarzu, czekam z niecierpliwością, a tym czasem  ślę całusy i do zobaczenia niedługo :***




5 komentarzy:

  1. Masz własny, oryginalny pomysł. To ogromny plus opowiadania. W tekście znalazło się kilka błędów, ale myślę, że to kwestia wprawy i redagowania rozdziałów po napisaniu. Jestem ciekawa jak potoczy się dalej.
    Trzymaj się,
    precious-fondness.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj! Rozdział podobał mi się. Nie liczy się długość stron tylko jakość, a u ciebie z tym nie ma problemu.
    Zauważyłam tylko kilka błędów, ale przy kolejnym czytaniu powinnaś je wyłapać.
    Pozdrawiam, Arabella

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział super. Czekam na następny
    Pozdrawiam ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam do poznania historii pięknej Sabrine, byłej ślizgonce, której jedynym życiowym celem jest zemszczenie się na Albusie Dumbledorze! O jej przyszłości mówi wiele przepowiedni, ale tylko jedna wydaje się jej realna. Ta która mówi o tym, że zginie z ręki ukochanego. Jakżeby nie brać tego pod uwagę, kiedy pragnie się miłości tego, który nigdy nie kocha? Tak! Mowa o Lordzie Voldemorcie!
    Czytaj, komentuj, obserwuj, a uczynisz mnie szczęśliwszą!
    https://naprzeciw-przeznaczenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. PS Nie da się czytać. Nic nie widać. Tekst zlewa się z tłem :(

    OdpowiedzUsuń